Dziki Zakątek
ul. Chlubna 1 aWarszawa
Dziki Zakątek,
telefon:
(22) 819 02 39
kuchnia:
polska
typ lokalu:
restauracja
przedział cenowy:
od 20 do 40 zł
godziny otwarcia:
Opinie o Dziki Zakątek
Piotr Kepinski
| #
Zapowiadał się ładny dzień. Nie musiało być tak źle jak – w sumie – było. Nic na to nie wskazywało. Ładne miejsce, dzieciaki ganiające po lesie, brzozy. Dziki zakątek, tak ta restauracja się nazywa. Choszczówka. Chyba. Tam się w sobotę znalazłem, po raz pierwszy. I ostatni, oczywiście.
Fatalny sygnał pojawił się od razu, chociaż – to moja wina trochę była. Otóż, zamówiłem – na początek – jedno piwo, coś do jedzenia ( o tym za moment)+ jakieś drobiazgi. No ok. Byłem tam po raz pierwszy, i nie wiedziałem, że oni tam jednak wino mają (słabe,- bo słabe, ale jednak mają), więc od momentu pojawienia się kelnerki i zamówienia – po paru minutach – poszedłem do baru, żeby zamówienie zmienić – prosząc, że faktycznie wolę jednak wino od piwa, czy możliwe? Niestety, nie. Butelka piwa stała już otwarta, właściciel knajpy na moją prośbę (moja wina – nie jego – jasne) czy może jednak anulować to zamówienie, odpalił krótko: a co ja z tym zrobię? wyleję?
Jasne, ma chłop rację. Dobra wola to nasza narodowa tradycja. Uwielbiam Polaków właśnie za to, że są tak naturalnie skłonni do dyskusji. I tacy są spolegliwi. I w gruncie rzeczy są też mili ( a potem się dziwią, że tak ładnie w zagranicznych gazetach o nas piszą).
A teraz o jedzeniu: otóż, po 20 min. od zamówienia pojawiła się kelnerka z informacją: otóż, nie ma składników ? a propos jednego dania. Ok, co zrobić, zdarza się. Nie ma problemu. Po czterdziestu minutach pojawiło się jedzenie. Niestety, w jednym z dań, szkło się trafiło, taki kawałek, który dziąsło zranił, taka historia. Pani menedżerka przyszła i od razu zapewniła, że ? nigdy, że po raz pierwszy w życiu, że to coś nieprawdopodobnego etc. Dobrze. I ładnie zaproponowała, że deser, kawę, etc. ? można na koszt restauracji zamówić.
To zamówiłem: deser, sprite i wino (lampka warta 12 zł). Kelnerka po jakimś czasie wyjaśniła, że za wino zapłacić muszę: ale dlaczego, pytałem? Skoro gratyfikacja nie była skonkretyzowana, i nikt nie zastrzegał, że lampka wina, nie wchodzi w grę ( bo o wino tylko chodzi), to o co chodzi? Nie potrafiła wyjaśnić.
Można byłoby dać spokój z tą sprawą. Niemniej jednak zapłacić musiałem. Zatem po jakimś czasie poszedłem do baru z tym samym pytaniem. Mówiłem absolutnie spokojnie, bardziej pytałem ? dlaczego, skoro, ktoś mi coś obiecał, skoro knajpa dała ciała, to może faktycznie, coś mi się należy? Niestety do rozmowy wtrącił się (chyba) właściciel tego strasznego miejsca, który z miejsca mnie zapytał: pan ma jakieś problemy?
Cóż, pytać kogoś o to czy ma problemy, wiedząc, że samemu w problemach się pozostaje, nie jest ładnie, ani nawet rozsądnie. Od tego momentu, zaczęliśmy niefajną wymianę zdań, ale nie ostrą, taką sobie. ? Pan tu więcej nie przychodzi. ? Pan zmieni zawód. ? Pan jest bezczelny. ? Pan ma zarost.
Zapłaciłem. Jasne. Te ich 12 zł nic mnie obchodzi. Rachunek był dosyć niski ? ok. 140 zł ? za 3 osoby. Jakość jedzenia okrutna: bez przypraw, bez pomysłu. Drewno. A nawet dąb. Najlepsze było piwo, którego nie chciałem wypić. Najładniejsze widoki. Jeszcze lepsza pogoda.
Omijajcie to miejsce. Jest tyle fajnych knajp w Warszawie, że nie ma sensu tracić nerwów na kretynów.